Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myślą siedział w ratuszu za stołem, otoczony niemieckiemi mieszczany, zapewniony będąc przez Wójta Alberta wcześnie, iż korda nawet dobywać nie będzie potrzebował, dla opanowania Krakowa.
Lat już dojrzałych mężczyzna, jak wszyscy niemal ślązcy piastowie otyły, wielki, piwem dobrze utuczony, twarzy szerokiej, rysów dosyć łagodnego wyrazu — choć miał wzrost i ramiona rycerskie, nie okazywał zbyt rycerskiego usposobienia.
Szedł do Krakowa przekonany, że na drodze nie znajdzie żadnej przeszkody, że weźmie miasto i państwo jak owoc dojrzały. Tak się też stało, i gdy mu wrota otwarto szeroko, a mieszczanie powitali okrzykami, gdy go z honorami zaprowadzono na ratusz, czekał już tylko by mu znać dano, że na Wawel jechać może. Był pewien, że na starym zamku zanocuje, oglądał się na Wójta, kiedy mu da znać by na koń siadał i ciągnął. W tem zamiast Alberta, który się zatrzymał nieco, wszedł dowódzca jego Fuld.
Książę spojrzawszy nań, poruszył się po hełm leżący na stole sięgając.
— Na zamek? — zapytał.
— Na zamku, — odparł niemiec równie zawodem oburzony, — ani słuchać nie chcą, żeby go oddać! Z niemi będziemy się musieli rozprawiać. Wały duże i mocne, góra dosyć wysoka i stroma.