Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic, a książe wiadomość jakąś odebrawszy, rano musiał z ludźmi wyciągnąć, nie wiadomo dokąd. O Marciku się dowiadywał, chcąc go może zabrać z sobą.
Jego też żal brał, że znowu na zamku zostać musi tak jak bezczynnym — ale obiecywał sobie, byle siły wróciły, za księciem pospieszyć.
Na zamku jakby z drugiego świata powracającego witano Sułę, ciesząc się, że żyw był, a dopytując o dziwną przygodę. Nie wszyscy wierzyć chcieli, aby mieszczanie się ważyli porwać na zamkowego sługę, a wielu szeptało, że zazdrośny jakiś Grety miłośnik, chciał współzawodnika uprzątnąć.
Przyjmował Marcik przyjaciela, z którym zasiedzieli się aż do przybycia kanonika Racława, na wezwanie księżnej przybyłego. Ten opatrzywszy Sułę, obmacawszy go, smarowanie dał jakieś i rzekł śmiejąc się, że tacy jak Marcik od tak małej rzeczy nie giną.
Miał stary lekarz to przekonanie, jak powiadał, iż im kto więcej w życiu cierpiał, tem więcej przecierpić może.
Wieczorem już Marcik jeść zażądał, a nazajutrz do łaźni się gotował — która na wszystkie choroby u niego najskuteczniejszą była.
Greta nie rychło dowiedziała się o ocaleniu Marcika, dopiero, gdy do niej Jurgę posłał z po-