Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i stoły. Z tej wychód do drugiej mniejszej prowadził, przeznaczonej dla lepszych gości, a dalej komory jedna i druga, kędy baby sypiały, osobno matka, osobno córki. Po Kanczorce i po nich widać było dostatku dosyć, bo i stara ubrana była czysto, a w uszu miała kolce złote i córki chodziły postrojone, w pasach, w spódnicach z sukna cienkiego bramowanych, w cienkich gzłach szytych, koralach i paciorkach, które im piersi okrywały, w wieńcach z trzęsidłami złoconemi, i kosach przeplatanych wstęgami. A pierścieni na palcach miały mnóstwo.
Starsza i młodsza głosy miały krzykliwe, śmiały się nieustannie, a oczyma rzucały zuchwale, jakby się nikogo w świecie nie bały.
Gospoda, gdy do niej weszli nie była pustą; za stołem siedział wikaryusz z jakiegoś kościoła w czapce wysokiej, człek lat średnich, ostro patrzący z krzywą gębą; dwu kupczyków z miasta, młodzież rozochocona, podżyły rzeźnik, który miał pono w opiece jejmość, jako powinowaty, i kilku żołnierzy z zamkowej załogi.
Gdy wprowadzono Marcika, a rozniosła się zaraz zkąd i co za jeden był, poczęli się wszyscy do izby cisnąć, w której go na łóżku umieścił Zbrożek, dopytując. Jurga ledwie się mógł pozbyć natrętów. Z miasta dokąd ludzie zanieśli o nim wiadomość, przybywali też ciekawi. W gospodzie zrobiło się ciasno i wrzawliwo, bo dziewczęta