Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bywała, śpiewy, tany, nie rzadko i guzy, bo około płochych dziewczyn ludzie się rozbijali.
Kanczorkę tę już kilka razy na ratusz ciągano, że się tam u niej różne rzeczy działy — ale wielu znacznych ludzi, a nawet z kapituły niektórzy bronili jej, ręcząc, że poczciwą była i — gospoda stała otworem.
Wesołej gospodyni i jej córkom gość taki potłuczony niekoniecznie był miłym, lecz za to Zbrożek chłopak młody, żwawy, dobrze nabitą potrząsający kaletą umiał je sobie pozyskać, a Jurga opowiadał o panu, że na zamku miał znaczne dowództwo. Musieli więc ich przyjąć. Kaśka pobiegła zaraz polewkę zagrzać dla osłabłego. Położono go na łóżku starej Kanczorki, która w początku za wielką to obrazę sobie poczytywała, żeby na niem miał mężczyzna legnąć, ale zobaczywszy grosz — zmiękła.
Ciekawy to był dom, stojący niby w nowej uliczce, zdala od drogi w sadzie ukryty, budowania staroświeckiego. Dołem miał mur gruby dosyć wysoko podniesiony, w którym baby miały schowania różne, a na nim dopiero z belek budowa w słupach, z dachem wysokim stała, z oknami gęstemi i drewnianym kogutem na dachu.
Wiechy przy nim nie było, tylko w ogrodzie na drągu koło złamane.
W środku z sieni izba była długa, duża jak zwykle po szynkach, w niej ogień i kuchnia, ławy