Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tylkom widział, jak za Okolem do pustego jakiegoś budynku dopadli i tu mi — znikli.
— I nie koniec — dodał Zbrożek, — bo dopatrzywszy, że ja nadążam za niemi na upartego, wybiegli z tej szopy i rozproszyli się w różne strony.. A co się z tym niesionym stało.. nie wiem.
Ciekawość mnie brała, więc się długo do tego budynku dobijałem — ale jakby pusty był.. Nie odezwał się nikt i zdaje się, że w nim chyba ludzi nie ma.. bom tam trwał prawie do dnia, myśląc, że łotry powrócą.. a no, i dzień się zrobił, nikogo nie doczekałem.
Wszyscy pilno Zbrożka słuchali — aż gdy skończył, przyskoczył Jurga, na miłość Boską zaklinając, aby im ten budynek o którym mówił, ukazał.
Zbrożek nie pewny był, czy go pozna, czy trafi na drogę, którą jechał, ale widząc dużo ludzi rozgorączkowanych, proszących, zrywających się, na konia siadł i sam nabrawszy ochoty, ruszył szukać miejsca w którem był nocą.
Wypadli tedy, ich kilku, a ciekawej gawiedzi kilkunastu, szukać, prawdę rzec — wiatru w polu.
Budynków, podobnych do tego o którym mówił Zbrożek, była niezmierna moc. Przypomniał sobie tylko, iż przy tamtym wierzba stała poobłamywana, stara. Błądzili, błądzili po za Okolem, aż Zbrożek krzyknął: