Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czarniach i sromie stać na oczach nielitościwego gminu.
Dwóch mniej winnych dnia tego bez smagania wyświecono, wiodąc ich z postronkiem na szyi pod dozorem kata i oprawców za wrota z groźbą ukarania na gardle jeśliby do miasta wrócić śmieli.
Nierychło po tem widowisku tłumy się z wolna rozpływać poczęły po sąsiednich browarach.
Większa część widzów tak samo na księżnę i na zamkową samowolę wyrzekała, jak w zamku na okrucieństwo mieszczan.
Herman z Raciborza, który dom miał w rynku i wszystkiemu się wygodnie z okna przyglądał, zżymał się przeciw mięszaniu władzy książęcej do spraw miasta.
— Wyliże się ten zbój, — mówił do pisarza Frycza, — a będzie-li żyw, da się nam we znaki, bo zuchwały jest, bystry, a mścić się zechce. Pachołkowie go dobić byli powinni, bo na śmierć zasłużył!
Paweł z Brzega milczący i chmurny, w czasie wykonania wyroku na ratuszu się znajdował, i nie rychło do domu wrócił. Zastał tu Gretę, która już o wszystkiem wiedziała, a okrutnym pałała gniewem. Żal jej było Gamrota, a Marcika bezcześciła, że na czas z pomocą nie spieszył.
Napróżno stryj jej szeptał, że Wójt zawczasu ułożył tak wszystko, by od zamku zaprzeć drogę