Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Związany, zbroczony, potłuczony okrutnie Gamrot leżał bez zmysłów. Oprawcy pozsiadawszy z koni, mieli go pochwycić, gdy Marcik z mieczem obnażonym stojący, groźbą, że łby poucina, zmusił ich do ustąpienia.
— Księżna pani na zamek go wziąć kazała — wołał — będzie-li żyw to go wyświecicie! Wara mi go dotykać!
Czeladź Marcika znalazła się pod ręką i kilku ciurów zamkowych, ci wnet rozepchnęli oprawców, tłum odegnali i Gamrota, który dawał znaki życia wziąwszy na opończę, pospiesznie ku zamkowi ponieśli.
Marcik na straży z dobytym mieczem tuż przy nich jechał — nikomu przystępu nie dając. Wołano wprawdzie z okien ratuszowych, aby Gamrota do więzienia miejskiego oddano, ale Suła nie zważał na to, odgrażając się ciągle, że kto go się tknąć waży, przypłaci życiem.
Stojącego opodal u drzwi herolda z chorągwią przywoławszy, kazał mu ją nad niesionym rozpostrzeć i bezpieczny pod tą osłoną, do zamku z nim jechał.
W zmorzonym głodem i więzieniem, zbitym okrutnie Gamrocie tlała jeszcze życia iskierka. Ludzie tamtych czasów lepiej zahartowani, więcej wytrzymać mogli — więc póki tchu stało w człowieku zawsze nadzieja była, iż życie powróci.
Dopadłszy do wrót na Wawelu Marcik już był