Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nasza gospodyni prawdę mówi... Tak ono jest!
Goście kwaśno poruszać się zaczęli zakłopotani. — Zażartował jeden i drugi obrociwszy się do wdowy, i powynosili się. Paweł tylko pozostał.
— Ciekawa by to rzecz była, dowiedzieć się — wznowił Marcik — dokąd pan Wójt się wybiera? dokąd jego pomocnicy? Dopytać nie mogę.
— Trudno — odpowiedziała Greta — bo za czterema jechać w ślad jednemu nie ma sposobu.. ale.. przecież, gdybyś sobie wybrał z nich którego..
Marcika myśl ta tknęła, wypił wino spiesząc, spojrzał na wdowę i żegnał się.
Greta zrozumiała, iż miał jej usłuchać.
— Przychodźcie do mnie częściej — zawołała odprowadzając go do progu...
Suła był zawsze do podróży gotowym. Ruszył zaraz wprost pod dom wójtowski, pod którym przez cały dzień do nocy dużo ludzi siadywało, a drugie tyle się uwijało do koła. Chciał tu dostać języka. Wcisnął się w tłum nastawiając ucha, usiłując naprzód dowiedzieć się czy Wójt już nie ruszył.
U wrót podwórzowych czeladź rozpowiadała, że dopiero wieczorem do Miechowa się wybierał.
W Miechów ten nie wierząc wcale, Marcik skoczył na zamek po konia i służki nawet nie biorąc z sobą, stanął tak u Mikołajskiej bramy na czatach, aby mu się wyjeżdżający wymknąć