Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby sam się w podróż puszczał! musiałby towar być wart tego.
— Nie takie to wielkie pany — sprzeciwił się Niklasz. — Nie dawno urośli. Ludzie pamiętają, gdy ojciec ich za Czarnego sam łokciem mierzył w kramiku. Dorobili się tej wielkości po zamku obronie.
— Tak, ale teraz Wójt dziedziczny drugi książe — odparła Greta. — Podoba się mu wasza albo moja głowa, każe ją ściąć i nikt mu nie powie nic. Myśmy jego ludzie. Rajców ma jakich chce. Ławników też — a miasto w kieszeni!
— O! o! o! — poczęli wszyscy wołać chórem. Jeszcze do tego nie przyszło...
— Przyszło już! — odpowiedziała Greta stanowczo. — Tak jest! Robi z nami i z miastem co chce.
— Ale my też do Rady należym — rzekł kwaśno Paweł.
— A cóż wy i Rada znaczycie? — zapytała gorąco Greta. — Herman z Raciborza, Suderman, Pecold, sługi jego i zauszniki rej wodzą, a wy — siano za niemi...
Wymówki te, nie podobały się gościom, pospuszczali głowy. Greta tem napastliwiej kończyła.
— Pan Wójt u nas królem!
Milczenie, które nastąpiło potem, Marcik przerwał.