Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielce, ale dumny panek do ołtarza iść nie myślał i miłość tę za zabawkę uważał.
Greta czuła się tem mocno obrażoną i darować mu nie mogła, że ją za niegodną uznał podzielania jego dostojeństwa i losu.
Niecierpiała Alberta. Paweł choć pochodzeniem Ślązak, ani książąt Ślązkich, ani Czechów nie lubił.
Był on wpół polakiem.
— Tego naszego królika, pana Alberta — mówiła Greta z przejęciem wielkiem, ani wy, ani nikt nie zna jak ja!! Jemu się marzy o takiem prawie do Krakowa, jak Łoktkowi do korony. Dziedziczni są panowie nasi, on i brat jego — nas za poddanych i niewolników uważają. Albert dumny jest, przebiegły i chytry, a na odwadze mu nie zbywa.
Wasz pan dla niego za mocny — musi sobie powolniejszego szukać, aby sam nad nim panował...
Mówię wam — wy go nieznacie!
— Święta to prawda, piękna Greto — odparł Marcik — i tem trudniej nam z nim, że my tylko bić się umiemy, a chytrości tropić nie potrafim...
Greta białemi ramionami poruszyła.
— Śmieszno mnie dawać wam radę, — rzekła — lecz jeśli najmniejsze podejrzenie macie — a siła przy was, czemużbyście nie mieli jego zrzucić