Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc wstał i chciał się oddalić, gdy Niklasz za wiszący rękaw go strzymał i posadził obok siebie. Twarz miał wylękłą.
— Wiecie co? hm? — spytał cicho.
— Nie wiem nic! — odparł Suła — ale czują coś.. Uchowaj Boże niemcy się z nim zadrą — krwawo się to skończy.
Niklasz chwilę siedział zadumany smutnie.
— Kto wie? — przebąknął. — O licho nie trudno! Ale — co po tem? co po tem?
— Co potem? — odparł Marcik — źle potem będzie.. Wy, co rozum macie powinniście zapobiedz, aby licha nie nawarzyli.
Niklasz mu się do ucha nachylił.
— Albo my co wiemy? — szepnął, — albo nam co powiedzą? My — jak w jamie...
— Cóżeście wy — malowani?
— Nas! garść! — powtórzył Niklasz ręce rozstawiając.
— Przecie byście na zamku znaleźli poparcie?
— Przeciwko swoim?? żebyśmy się jeszcze z sobą jedli?
Potrząsł głową.
Pili znów piwo milcząc, gdy wszedł Paweł z Brzega, i zażądał też kufla.
Kiwnął głową siedzącym i zbliżył się ku nim. Nie powiedzieli mu nic, lecz z milczenia ich wywnioskował, iż coś z sobą mówić musieli, czem się z nim dzielić nie chcieli.