Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeba coś dać, aby ich uśpić — rzekł. — Nie zapłaciemy ile żądają — poniesiemy połowę, mówiąc, że więcej znaleźć nie mogliśmy.. Na drugą zyszczemy zwłokę.
— Połowę! — potwierdził Suderman. — Chciwi są, wezmą i to — nim się reszty doczekają, już ich ztąd wymiotą.
— Dobrze i tak, — rzekł Herman — a teraz — język za zębami i nizko się kłaniać, nizko, do ziemi, a małemi czynić — póki ich szatani ztąd nie wyniosą.
— Suderman — dodał Albert — pojedzie do Sandomierza, namawiać mieszczan, abytoż czynili co i my, a Opolskiemu się oddali. Henryka poślę do Sądcza, abyśmy i tych do przymierza wciągnęli.
— Z Sądeczanami trudno będzie — odezwał się Hincza (który widział więcej trudności niż inni). Radziłbym ich nie zaczepiać, bo to wrogi nasze. Byle Kraków na prawo szedł, oni pewno w lewo odbiją. Z niemi braterstwa nie będzie.
Albert, który miał się za rozumniejszego od Keczera ramionami poruszył.
— W Sądczu my też swoich mamy — rzekł krótko — porozumiemy się. Gdyby ich nie było osiedlim umyślnie... Na Sądczu mógłby się trzymać, a i o Poznaniu nie zapomniemy, aby mu go odebrać...