Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Łoktek porozrywał swe siły. Byleśmy go ztąd i z Sandomierza precz wyrzucili i z kilku grodków, w których on ma przewagę, pójdzie znowu na tułaczkę.
Chociaż Wójt Albert mówił to z wielką siłą przekonania, jakby wierzył w nieochybne spełnienie swych planów — na twarzach znaczniejszej części mieszczan odmalowała się trwoga.
— Hm — zamruczał Hincza Keczer, — nim się na to ważyć będziemy, dobrze rozrachować się trzeba, bo — pan to jest zuchwały, odważny — i uparty. Sprawa z nim nie łatwa.
Wójt się uśmiechnął pogardliwie.
— Zuchwały jest — odezwał się, — ale siła jego zuchwalstwu nie równa. Dajmy tylko sobie ręce wszyscy, gotujmy ludzi do tego, że ważyć coś trzeba, aby się z niewoli wykuć.
— Pewno, że ze Ślązakiem, którymkolwiek lepiej by nam było — odezwał się Suderman. — Dziś nie to, co za Czarnego Leszka, gdyśmy tu panowali, musiemy ustępować polakom. Dziś my słudzy. Język sobie nawet dla nich łamać musiemy.
Albert nie słuchając, zadumał się.
— Ślązakowi — dodał — Czechy pomogą. Duchowieństwo ma też znaczenie i moc, a Biskupa Muskatę z sobą mamy. Nie daruje im Biecza. — Liczcież no, gdy się za ręce wezmą Ślązak, Czechy, Brandeburczyk, Krzyżacy — Biskup i — my.
Lik ten sprzymierzonych rozjaśnił oblicza wszy-