Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Do Wieruszyc jadę — rzekł Suła. — Od czasu jak mi je dano, nie widziałem ich.
Zakręciła główką.
— A potem?
— Pewnie książe mnie zawoła, bom służby się nie wyrzekł.
— Z mojej to się uwolnić chcecie! — rzekła szydersko.
— Przeciem dostał odprawę! — westchnął Marcik. — Tyle tylko uczynić mogę, aby wam usłużyć, iż panka z Szamotuł dumę i rogi przytrę.
Greta głowy ruchem podziękowała.
— Do strzemienia — odezwała się — kazałam wam zagrzać wina... Napijcie się.
Sama z policy pozłacany kubek zdjąwszy otarła go, nalała i podała z uśmieszkiem.
— Gdy wino wypijecie — dodała — becherek do kieszeni weźcie, aby wam w podróży i w domu przypominał Gretę...
Marcik chciał ją wpół chwycić, aby podziękować, ale mu się wyrwała zręcznie. Pił więc, pocałował kubek i za pazuchę go włożył.
Już szedł do progu patrząc na nią, gdy wdowa obejrzawszy się, pochyliła ku niemu i szepnęła z cicha.
— Długo w tych Wieruszycach nie bawcie.. Ja wam i panu waszemu dobrze życzę, stryj Paweł też. Więcej powiedzieć nie mogę tylko, że tu w Krakowie będzie co może do czynienia.