Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulicy siadywał z nudów, gdy Hinczy w domu nie było. Greta, która o nim wiedzieć musiała, bo w tej ulicy byle drzwi skrzypnęły, rozchodziło się to z końca w koniec — znalazła się raz też naprzeciw okna.
Stanęła wpierając się oburącz na balasach i wychyliwszy się tak, aby Suła się jej mógł dobrze przypatrzeć, oglądała się do koła. Nie postarzała wcale, ani zbrzydła w ciągu tych lat kilku — wyglądała świeżo, różowo, tylko pełniejszą niż była.
Marcikowi serce okrutnie kołatało, złość go wzięła...
Wtem wdowa jakby dopiero postrzegłszy sąsiada, skłoniła główkę i zaśpiewała mu znanym głosem wesołym:
— Cóżeście to o starej znajomej zapomnieli? nie raczycie?
Chciał Suła bryznąć czemś ostrem, ale mu się splątał język i — sam niewiedział jak — z ręką na chuście, bez czapki, jak stał wyskoczył oknem w ulicę — wprost do Grety.
Wstydził się potem sam pewnie, ale szatańska to była sprawa. Drżał znalazłszy się u progu znajomej izby, w której dostał taką bolesną odprawę.
U Grety nic się nie odmieniło, tylko dumna niewiasta czy lepszego bytu zapragnęła, czy jej z nudów zbytku się zachciało, mieszczańską izbę ustroiła bogacej. Na policach stały srebra, ko-