Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 210.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oręż pochwycił ręką drżącą i zamierzył się na niego.
Oczyma starli się bracia — Bolkowi dłoń zadrżała. Gdyby był słuchał zapalczywości swojéj ubiłby go pewnie, mając przed sobą niezręcznego do obrony i strwożonego; łzy ojcowskie stanęły mu na pamięci i pominąwszy go, z zajadłością rzucił się w bok, niechcąc patrzeć nawet na Zbigniewa. Towarzysze porwali go między siebie i co żywiéj z nim na wzgórze ku zamkowi pobiegli.
Pierwszy co pod miecz Bolka się dostał, padł ubity, gdy w tém koń jego pchnięty z boku oszczepem, na przednie upadł nogi, łbem na ziemię. Lecz Bolko już stał, a towarzysz wierny, drugiego mu poddał wierzchowca. Nim go dosiadł i obejrzał się, oddział otaczający Zbigniewa i część Polaków na gród się już wdarła.
Tyle tylko ujść ich zdołało od miecza wojsk królewskich, które zwycięzkiego boju dokonywały, osaczywszy w koło resztę nieprzyjaciół broniących się z wściekłością, bo jeńców brać nie chciano. Bój wkrótce w rzeź się zamienił. Z jednéj strony wojska były Władysławowe, z drugiej jezioro; śmierci wybór tylko od żelaza lub wody. Ci, którzy z rozpaczy wpław się rzucili, mając na sobie kaftany ciężkie i żelazo, niemogąc się utrzymać na wodzie, tonęli natychmiast prawie. Niektórzy dobywali się bezsilnie, i zale-