Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.


Nie kwapili się z wyciągnięciem dworacy Zbigniewowi i on sam. Wszystko było pogotowiu, z dnia na dzień wyznaczano żegnanie się z Wrocławiem, nazajutrz czegoś brakło i królewicz rad odkładał wyjazd do obozu.
Magnus zbyć się był rad a wyprosić nie mógł ostatka.
W izbie na zamku jednego z tych wieczorów, kilku ludzi siedziało pod ścianami na ławach, między któremi Dobka z Morawicy i Marka Sobiejuchę widać było nieco na uboczu rozprawiających z sobą. Obu twarze nie wesołe były, stękali i wzdychali oba.
Izba, jedna z tych które dla gości pospolitych przeznaczono, naga, czarna była, wilgotna, zabrukana i ciemna. Kilku z drużyny Zbigniewa