Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Namiestnik zamilkł, ale Dobek gorący naprzód się wysunął:
— Nie my wojnę wydajemy — rzekł — ojcze przewielebny, nie my! Bronić się będziemy tylko. Zbigniew pokrzywdzony jest, praw swoich szuka.
— Jakich praw — odparł starzec. — Na ojcu?
Dobek się namyślił i rzekł:
— Na królu!
Potrząsł biskup głową i z litością odwrócił zwrok ku Zbigniewowi, który stał pokornie, oczy w ziemię wlepiwszy.
Tak się rozmowa skończyła. Gdy przystąpili do pożegnania, o. Żyrosław zbliżającego się Zbigniewa pobłogosławił nieznacznie, a do towarzyszących mu odezwał głośno.
— Radbym was błogosławił wszystkich — nie wolno mi. Tym, co idą na wojnę, w któréj syn ma walczyć przeciw ojcu, błogosławić się nie godzi. Modlić się będę, aby Bóg odwrócił krwi rozlew, zesłał upamiętanie!
Dobek poruszony i przelękły już się miał ku progowi, pokłoniwszy się zdala, Zbigniew téż odchodził, gdy Magnus przystąpił do ręki biskupa i szepnął:
— Ja na wojnę nie ciągnę. Wasza przewielebność zechcecie mi pomódz do przejednania króla. Jakoście nam mówili słowa prawdy, rzeknijcie je panu naszemu, aby tyranii Sieciecho-