Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z ubolewaniem patrzył nań o. Żyrosław i zdala drżącą go przeżegnał ręką.
— Jeżeli król pan nasz miłościwy przybędzie tu — rzekł — będę się starał poruszyć serce jego dla was... Chceszże wrócić do klasztoru?
Pytanie to niespodziewane wzruszyło mocno księcia, który się uczuł we własne sidła schwyconym, zamilkł nieco. Namyślał się.
— Ostra reguła ojca naszego Benedykta ciężką jest dla mnie — rzekł, zawahawszy się. Wyrwano mnie z ciszy klasztornéj, powrótby był już trudny...
Śledził go biskup oczyma i nie rzeki nic na to.
— Nieszczęśliwe losy twe — dokończył po chwili — modlić się będę za ciebie, Bóg się ulituje. Serce króla anielskie, litości pełne...
Przeżegnał go raz jeszcze. Zbigniew uniżywszy się przed biskupem, rękę jego drżącą ucałował.
O. Żyrosław dał znak stojącemu zdala naprzeciw drzwi kapelanowi, aby wojewodę wprowadził.
Wszedł Magnus, chcąc biskupa pożegnać dłużéj nie trudząc rozmową, lecz starzec zapytał go o poselstwo od króla. Wojewoda zaczął się otwarcie uskarżać na Sieciecha. Słuchał go o. Żyrosław cierpliwie, dał mu żal wylać i czynić zarzuty, a gdy skończył, westchnął boleśnie.