Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Po co mi biskup, gdy wojnę prowadzić mam! odezwał się Zbigniew, lecz Dobek potrząsł głową.
— Choć nie wiem i ja po co do biskupam iść gotów, księdza żadnego omijać się nie godzi — straszni ludzie są.
— Staruszek ojciec nasz dobry jest — dodał Magnus — pokłonu uczynionego nie pożałujecie.
Nie było sporu o to, choć i wielkiéj ochoty nie okazywali. Zbigniew dał się pociągnąć.
Nazajutrz rano zakazał królewicz, aby dwór wystąpił okazale i licznie, wedle swojego upodobania, chciał nawet dwóch trębaczy z sobą prowadzić, aby przodem jadąc oznajmywali o nim, co mu ledwie Magnus odradził. Z żalem zostawił ich i śpiewaków, a hałaśliwą część dworu, towarzyszącą mu wszędzie, bo i bez niej ludzi było do zbytku.
W czasie pobytu we Wrocławiu królewicza, O. Żyrosław wcale się do niego nie odzywał i do spraw tych nie mięszał. Mąż to był pobożny, spokojny, chorowity, nie rad plątać w zawikłania i spory. Dosyć miał do czynienia z duchowieństwem i ludem.
Gdy orszak królewicza zbliżył się do oparkanionego dworu biskupiego, służba poznawszy Magnusa, zaraz o nim znać dała. Kapelan biskupi wyszedł na spotkanie i gości wprowadził.
Biskupa, który dla wieku i choroby z siedzenia