Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdyż wojewoda surowością swą naraził wielu, a jego pomocnicy i przyjaciele, ufni w swą moc, po ziemiach wszystkich byli znienawidzeni.
O królu nikt nie wspomniał, nie myślał; na Sieciecha się gotowali wszyscy.
Magnus karmił, poił i czém mógł opatrywał królewiczowskich ludzi, którzy powoli oddziałami w pole wyciągali. Za niemi i Zbigniew miał iść, acz jawnym już było dla najbliższych nawet, co mu sprzyjali, że ochoty do boju wielkiéj nie miał, a głowę pełną tylko dumy, i pragnienie igraszki płochéj, jaką sobie ze dworem czynił. Szyto mu chorągwie, strojono czeladź, zbierano urzędników, ściągano trębaczy i śpiewaków, bo o to się najwięcéj troszczył... Chciał téż mieć i namioty książęce, obszywane, kraśne i pokrycia na konie szkarłatne, bez tego się nie chcąc ruszać w pole. Z grodu téż dobrze zaopatrzonego ciągnąć precz w lasy i pustkowia, gdzie i głodem przymrzéć i chłodem przyboleć i biedy zażyć było trzeba, nie miał książę ochoty.
Gdy go z klasztoru brano, spodziewał się do gotowego działu przyjść, wszystkiego znaleźć podostatkiem, a nie dobijać się swoich praw jeszcze. Narzekał, iż mu zawód srogi uczyniono.
W kilka dni już ostatki Zbigniewowych żołnierzy wyciągać miały, i on gotował się rad nie rad iść z nimi. Widząc go posępnym i złym,