Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coście Sieciechowego bratanka ocalili! Nagubił dosyć naszych Wojewoda, mieliśmy prawo się pomścić.
— I cóżby wam z krwi jego przyszło? — odparł Magnus. Królby jéj niepomszczonéj nie zostawił.
Tak się skończyło owo poselstwo królewskie, choć nie krwawo, ale bez skutku.
Gorętsi nieprzyjaciele Sieciecha, którzy na Wojsława godzili, domyślali się, że gdzieś ukryty na zamku być musiał jeszcze, a chcieli go szukać po kątach. Magnus z sobą u stołu zatrzymał ich długo, nie dając odejść. Mrokiem Wojsławowi i ludziom jego boczną furtą Pałka ułatwił ucieczkę.
Odetchnął dopiero namiestnik, gdy mu znać dano, że w pole wyjechali i bezpiecznie do lasów czas mieli się dostać. Przewidzieć teraz było łatwo, że król natychmiast z wojskiem na Wrocław pociągnie. Rad się więc był pozbyć Zbigniewa i jego ludzi z miasta, ażeby gród od niebezpieczeństwa ocalić.
Nazajutrz już Marko Sobiejucha ruszał się, gromadząc swych ludzi, zwołując Czechów, ściągając, co gdzie było ciurów a ochotników, którzy na wojnę i łupy czekali. Wygnańcy zjechali natychmiast, rozbiegając się po kraju, przyjaciół jednając i ochotników, między nienawistnemi Sieciechowi. Nie było o nich trudno,