Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciechowego. Niech król sam nami rządzi, albo niech nam syna da.
Sieciecha nie chcemy!
— Sam król was zdrajcami mieni — odrzekł ks. Teodor — woli jego nie jesteście posłuszni.
— Innego tu zdrajcy nie ma! — wyrwał się Dobek, stojący za Magnusem — tylko Sieciech jeden. On to miłości pańskiéj nadużywa, on z kraju wierne jego sługi pędzi, on prześladuje, on obdziera, on nieprzyjaciół robi — on.
Chórem z ław wszystkich, coraz śmieléj, głośniéj coraz, zaczęto już krzyczeć niemal, zapalczywość rosła.
— On! Sieciech! zdrajca!!
Wojsław i towarzyszący mu duchowny postrzegli, że niebezpieczném było zbyt ostro przemawiać, bo umysły już się oczekiwaniem zburzyły i rozjątrzyły same. Spojrzeli po sobie. Wojsław sam zwolna począł z chłodną krwią, która go nigdy nie opuszczała.
— Nie z panem wojewodą Sieciechem to sprawa, ale z panem a królem naszym. Ja nie od Sieciecha, ale od niego tu przysłany idę. Co komu do woli i postanowienia królewskiego, który chciał tego, aby dziecko poboczne w klasztorze się chroniło, a sromoty mu nie czyniło? Nie godzi się nikomu stawać pomiędzy ojcem a dziecięciem; ojciec każdy, gdyby i królem nie był, ma prawo