Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

roboty się nie bierze, do konia i do żelaza go nie napędzić... Rycerz z niego nie będzie tęgi.
— Patrzy jako zwierz, gdy go z nory dobędą — dodał trzeci.
Nie pochwalił nikt.
— Wszelako jaki on jest, lepszy będzie od Sieciecha — zakończył inny.
— Cóż z posłem od króla czynić będziemy? zagaił Magnus — Wojsław to krewniak Sieciechów. Ochmistrz królewicza, znam ci go, lepszy jest niż się zda.
Wszyscy po sobie patrzali, głowami potrząsając, nikt z wyjawieniem zdania nie spieszył. Najstarszy Chramy, odezwał się brodę targając, jak miał we zwyczaju.
— Ha! co się stało trudno odrabiać. Zgodziliśmy się królewicza wziąć, trzeba przy nim stać.
— A jeżeli siłą zechce nas przemagać Sieciech — mówił Magnus. Mamyż krew rozlewać?
Nie odzywał się nikt.
— Czechy nas poprą i pomogą — bąknął jeden.
— A no, pewnie, poprą tak że zajadą i złupią — rzekł Magnus — zamiast Sieciecha będziemy mieli, jakiego Przemysła! Co myślicie! Jeśli się zładzim zgodnie, dobrze, jak ma wojna być o tego mnicha, ja grodu i ziemi na łup dla niego dawać nie myślę. Nastraszą się naszéj siły, niech Zbigniew siedzi, jak nas wojować zechcą, za zdraj-