Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że co uczynicie dobrém będzie. Na wszystko rękę daję — na wszystko.
Sieciech głowę uchylił, poruszył się jakby odchodzić miał, i zawrócił raz jeszcze.
— Więc wola wasza, wojsko ściągać — Wojsław jutro na zaraniu w skok do Wrocławia ruszy, takeście przykazali, tak się stanie, ale Wojsław wróci z rękami próżnemi.
— Usłyszym czego chcą — mruknął król trochę niecierpliwie.
Jeżeli zażądają co niegodziwe, postanowiemy co daléj.
Gdy Sieciech już ku drzwiom się zbliżał, królowa za krzesłem pana stojąca, ruszyła się jakby goniąc za nim, Władysław podniósł oczy na nią, ale widząc że gdzieindziéj była zwróconą, ku synowi spojrzał. Ruch ten dostrzegłszy macocha śpieszniéj jeszcze do wyjścia się miała. Suknia jéj jeszcze nie znikła całkiem za zasłoną, gdy Bolko z pod ściany poskoczył i wesoło zbliżył się do ojca.
Oba się do siebie uśmiechali, król o trosce zapomniał.
— Łowy? jak że poszło na łowach? spytał.
— Już mi łowy nie w głowie, kiedy wojna za pasem! — prędko począł Bolko. A! miłościwy ojcze, po co do nich posyłać, na co ich pytać, iść na nich, na karki paść i tłuc!