Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzeba słać z pytaniem, niech powie czego chce, co myśli. Podda się może bez bitwy, nie, pójdziemy nań, gdy inaczéj nie może być.
Sieciechowi słuchającemu, twarz się mieniła i ramiona poruszały.
— Ślijmy do Magnusa, kiedy taka wola Wasza — odparł miłościwy panie; ślijmy doń, ale wici trzeba słać i lud gromadzić, aby być pogotowiu.
— Gromadźcie, potwierdził król smutnie, wy lepiéj wiecie co trzeba.
Bolko stojący pod ścianą ręce zacisnął z radości. Młodéj głowie jego tylko zdało się że słać do Magnusa nie było po co, a z buntem się w rozmowę wdawać nic potem; wprost nań uderzyć, rozbić i ukarać... Po dziecinnemu myślał. Po co tu w słowa grać, gdy w miecze brzęknąć można!
Stało się milczenie.
— Niewiem ci co Magnus powie, począł Wojewoda, ale to wiem że podłym zdrajcą jest. On to z jamy dobył klechę, aby go przeciw nam prowadzić, nim się zastawić i ranić serce ojcowskie. Tak! zdrajcą jest, on i wielu innych po tych ziemiach co z nim przeciw mnie trzymają. Niemogą na króla uderzyć, biją we mnie, wiedząc że król stoi za mną.
Wszyscy przeciw mnie są, wszyscy przeciw wam, panie! zdrajcy niepoczciwi wszyscy!