Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć go przy ojcu pod niebiosa wynosił, był solą w oku i strachem; stał mu na drodze, zapierał wschody do góry...
Przed królem Sieciech mawiał zawsze iż młodego pana ostro i surowo trzymać było potrzeba aby się nie rozbujał zawcześnie, nie zhardział do zbytku, cugli sobie nie popuścił. Po cichu i wzdychając przypominano cesarza Henryka IV, który z obu synami miał zatargi. Z ręki też Sieciecha, krewny jego Wojsław dodany był za ochmistrza królewiczowi.
Wojsław może w początkach posłusznym był temu co go posadził na straży, gdy Sieciech nań patrzał, surowo się z wychowankiem obchodził, ale się wprędce rozmiłował w nim, nawykł mu ulegać i sprzeciwić się nie umiał. Urok ów i potęga życia pełnego młodości podziałały nań. Zaczynał często od strofowania a kończył na uścisku, wołał głośno a wprędce zniżał głos, uśmiechał się, milknął.
Wojsław mrukliwy był, podżyły, ciężki, często do zbytku milczący; w potrzebie śmiały, ale nie prędkiéj myśli i niepewien siebie; Bolko go wyprzedzał we wszystkiém, a gniewnego czasem objąwszy za szyję skruszył pocałunkiem i śmiechem. Powoli rozmyślając Wojsław widział więcéj, rozumiał lepiéj niż się zdawało, nie chwalił się z tém, milczeć umiał. Mówił mało, ale to co rzekł ważyło. Do niedźwiedzia podobnym był