Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

król siedział oparty o poręcze jakby do wstania się gotował. Upragniony ów gość nie ukazywał się jeszcze.
Judyta oglądała się i niecierpliwiła coraz bardziéj, uśmiech przebiegał po jéj zwiędłych ustach, oczy zmrużała z wyrazem jakimś czułym; ręką w któréj trzymała kwiat potrząsała, to ją podnosząc do twarzy, to zabawiając się dziecinnie.
Król o jedzeniu zapomniał, skinął na podkomorzego, który rozkaz ów niemy zrozumiawszy wyszedł. W tém za progiem kroki słyszeć się dały, lica króla i królowéj rozjaśniły się, po brzęku ostrogi, po chodzie śmiałym, poznali wszyscy przybywającego, on to sam był, a z nim dwór dosyć liczny i bogato przybrany, który się u progu pokłoniwszy, zatrzymał.
Słuszny, wspaniałego wzrostu i postawy, w sile wieku mężczyzna, z twarzą jasną i młodą jeszcze, okoloną włosem złocistym, oczyma bystremi zdala policzył kto był w pańskiéj komnacie. Wzrok to był co dwa razy spozierać nie potrzebuje. Królowa pierwsza, nim wszedł już go ręką z kwiatkiem witała, przymrużając oczy, uśmiechając się czule.
Król rozradowany wyciągnął dłonie obie, jakby wzywając ku sobie. Zwolna szedł ku nim po rycersku ubrany, można było powiedzieć, strojny Wojewoda; gdzieindziéj z pozoru za książęcia, a nawet za króla wziąćby go było można;