Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do łowów i do wojny tylko wzdychał. Mordowali się z nim wszyscy, on nigdy dosyć nie miał.
Gdy po skończonéj modlitwie służba weszła królewska i komornicy, niosąc jadło w misach pokrytych i napój w dzbanach, zapytał król naprzód słabym głosem o syna. Odpowiedziano mu że w lesie już był ze psami, a nie wracał zwykle aż nocą.
Mimowoli oko królewskie zwróciło się na rozpostartą skórę niedźwiedzią.
Była ona pamiątką pierwszego, dziecinnego przed laty dwoma boju młodego Bolka ze strasznym zwierzem, na którego i starszy człek sam jeden nie rad by się porwał. Spotkawszy w borze starego niedźwiedzia, który się z połowicą swą w pląsach zabawiał i igrał wesoło, Bolko puścił się nań mężnie, i choć mu śmierć groziła od rozjuszonéj bestyi dla przerwanéj zabawy, oszczepem go przebił. Skórę tą ojcu pod nogi młode chłopię rzuciło, jako zdobycz pierwszą.
Był to zadatek przyszłości.
— Nie darmo on Bolesławów imię nosi, odezwał się naówczas król, ale mu zapewne Szczodrego losy przyszły na pamięć, bo posmutniał.
Zapytawszy wprzódy o syna, spytał król pótém o królowę, panią swą. Podkomorzy oznajmił iż obiadowała ze dworem i panami, którzy