Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ducha, śmiałości wielkiéj. Królowi się podobał, bo mu do wszystkiego służył, miłym się stał królowéj, która młodzież lubi. Umiał się przymilić, wyręczyć i objął powoli wszystko. Króla obsadził swojémi ludźmi, w ręce wziął miecze i klucze, Władysławowi dając spoczywać, modlić się i zażywać pokoju. Żołnierz i wódz szczęśliwy, rozumem i nauką choćby z biskupami o lepszą iść gotów. Dziś on pan na Sieciechowie, a jutro na ziemiach i karkach naszych panem być może.
— Cóż jeden taki chłopak przeciw niemu znaczy? — odparł przełożony.
— Bardzo wiele — zawołał Dobek. — Mamy dlań zapewniony Szlązk, gdzie go Wrocławianie i wojewoda Magnus przyjmą za pana, aby postawić przeciw Sieciechowi. Ukrócim władzę jego i uratujemy krew pańską.
Pomilczał trochę opat.
— Lepiéj to zapewne wiecie co czynić macie — odparł krótko — róbcie jak was Bóg natchnął, ja z sumienia mojego zrzuciłem brzemię. Teraz — dodał, zlekka się podnosząc duchowny — idźcie miłościwy panie, sam na sam weźmijcie przyszłego pana, a zajrzyjcie mu w duszę. Obaczym co o nim powiecie.
— Pospieszę, gdy dozwalacie — rzekł Dobek i raz jeszcze rękę opata ucałowawszy, wyszedł z celi. Tu stojący kleryk, który na rozkazy czekał, drogę mu do foresterium pokazał.