Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się! Uspokójcie się, prosić będę za wami! Czas upływa!
— Chcę by upływał! — wybuchnął Zbigniew — niech uchodzi!!
Odsunął się od klęczącego i poszedł na łoże, wyciągnął na skórze, głowę zakrył, milczał, dysząc ciężko.
Po kilkakroć chcąc go jeszcze przywieść do opamiętania, ksiądz przystąpił i ręką potrząsnął, leżący wyrywał mu się gniewnie. Nagle jakby doprowadzony do niecierpliwości książę zerwał się z posłania, chwycił O. Łukasza za barki i popchnął go ku drzwiom, w które obu pięściami bić zaczął.
Stróż otworzył, Zbigniew nie dając ani przemówić, ni się odwrócić księdzu, wyrzucił go za próg.
Chwilę stał jeszcze u drzwi kapłan z głową spuszczoną i wolnym krokiem powrócił do izby w któréj wojewodowie zgromadzeni byli.
Mrok nie dozwalał już rozeznać ich twarzy, siedzieli na ławach pod ścianami oczekując i rozmawiali cicho między sobą. Spór i hałaśliwe rozprawy ustały.
Gdy ksiądz ukazał się w progu, Magnus podniósł się pierwszy i postępując ku niemu, spytał.
— Spowiadał się?
Miłościwy panowie — odezwał się poważnie kapłan — to człowiek w rozpaczy, niewła-