Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie przetoż powinniście duszę oczyścić!! Módlmy się razem.
Wezwania tego Zbigniew ani chciał słuchać, odszedł ku łożu niespokojny, rzucił się na nie, zerwał, przebiegł ciasną izbę bijąc o ściany jak oślepły.
O. Łukasz oczyma gonił go i powtarzał napróżno.
— Módlmy się.
— Modlić się? — odparł wreszcie oszalały — modlić się? ja klnąć tylko mogę i narzekać! Ja nie mogę się modlić.
Zmęczony miotaniem się książe, przywlókł się do łoża i obalił na nie twarzą do góry. Jęczał dziko, nie mogąc słowa przemówić. Litość poruszyła O. Łukasza, który wstał zwolna i ku niemu się zbliżył. Stanął nad łożem, ujął rękę jego ostrożnie.
— Litujcie się nad sobą! — rzekł — co pomoże rozpacz taka, którą szatani duszę przeciw Bogu buntują! Ukorzcie się, żałujcie grzechów, myślcie o niebie.
Zbigniew głową potrząsł.
— Po to mnie wypuścili z klasztoru — krzyknął — jak dzikiego zwierza z klatki, aby mnie szczuli psami i bawili się męczarnią moją. O! czemum, czemum nie pozostał z wami!!
— A nie samiżeście chcieli w ten świat zwo-