Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prosiłem was, abyście mi towarzyszyli nie nadaremnie.
To, com przewidywał ziściło się, winowajcę wielkiego, osądzonego na śmierć mamy w rękach. Człowiek to urodzenia znacznego, ale winien zdrady, mordu, przelewu krwi i wszelakich zbrodni. Godził podstępnie na żywot pana naszego.
— Na śmierć zasłużył stokroć! — szemrali otaczający.
— Raz z nim skończyć! — mówili drudzy.
— Życie dać powinien! nie ma dlań przebaczenia! — rzekł Boruta.
— Nie chcemy, aby ginąć mając nieprzejednany z Bogiem poszedł przed sąd jego — dodał Skarbimierz. — Gdyby nawet wyrok łaskawszy wypadł i oczy tylko miał stracić, któż wié, czy potém wyżyje.
O. Łukasz pilnie słuchał wpatrując się w mówiącego.
— Nigdy z Bogiem przejednanie nie zaszkodzi — rzekł spokojnie. — Sąd i kara nie do mnie należą, co moim obowiązkiem, to spełnię.
Skłonił głowę i poruszył się jakby bez dalszych rozpraw iść był gotów.
Magnus klasnął w szerokie dłonie. Wszedł natychmiast człek stary już, z krótko postrzyżonym włosem, w grubéj odzieży, z drągiem żelaznym w ręku i nożem za pasem. Twarz miał okrągłą, poczwarnie brzydką, z wyrazem bydlęcym i oso-