Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyńcie co uznacie słuszném, czyńcie co potrzeba dla spokoju mojego i waszego, a nie pytajcie mnie i nie żądajcie odemnie, abym na własną krew wyrok wydawał.
— Więc nam sądzić i wyrokować kazał — wtrącił starosta Boruta — sądźmyż i wyrokujmy, jako Bóg przykazał.
— Bez sądu — zawołał inny z boku — bez wyroku, stokroć na śmierć zasłużył. Najmniejszy człek w tém królestwie wié co czynił, na zagładę brata a króla groził i nasadzał, przysięgał pięćkroć i łamał przysięgi, z nieprzyjacioły się wiązał. Dopóki żyw, póty się nie odmieni, będzie tém, czem był — zdrajcą!
Magnus z ławy — wtrącił.
— Śmierci winien! pewnie. A gdy mu ją zadać każemy, co powie pan? co powie?
— Rad będzie, że wolen zostanie — rzekł inny.
— Nie znasz ty go — począł stary wojewoda. — Na polu bitwy krwi on ani swéj, ani cudzéj nie żałuje, ale brata zgładzić, choćby brat zdrajcą był jawnym, nie zechce. Lat dziesięć się to ciągnie. W ręku go miał, u nóg go trzymał, sąd Boży skazał, on przebaczył.
Gdy wyrok wydamy, znienawidzi nas zań! Boleć będzie.
— Niech boleje i odboli, byle raz bezpiecznym był — rzekł Skarbimierz cichym głosem. — Nie było końca i nie będzie zmowom. Słał na nas