Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dam tego, co mu należne: czeskiéj korony. Z nim od granicy spokój mieć będę.
Groicz pokłonił się.
— Dziękuję wam — rzekł — czynicie tém i dla mnie łaskę, bratu memu miłemu wracając dziedzictwo jego.
Lecz, możliweli to? wojsko i starszyzna obrała już Ottona.
— A jutro może wybierze Władysława — przerwał Bolko — lecz cesarz ma prawo zwierzchnie nad czeską koroną, może ją dać Borzywojowi.
Wskazał na stojącego obok księcia, który mu się do ręki rzucił wzruszony. Uściskali się milczący.
— Cesarz mi to słowem swém uroczystém zaręczy — dodał Bolesław. — Borzywój niech jedzie z wami, słowo to niech weźmie przy świadkach uroczyste. Potém niech cesarz spokojnie ciągnie przez ziemie moje, nietknie go nikt. Dosyć już trupów legło.
Ręką wskazał na straszne pobojowisko.
Ciemno być zaczynało, pozsiadali z koni.
— Zbigniew gdzie jest? — zapytał król.
— Uszedł z Czechami za ciałem Światopługa — począł Groicz — ciebie królu i Wrszowiców obmawiają o zamordowanie jego.
Bolko głową potrząsnął.
— Wrszowice prawo odwetu mieli — rzekł — wzięli tylko dziesięcinę za krew swoją. Ten co