Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamiast łupów spodziewanych na wozach wieziono trupy znakomitszych rycerzy, których chować na obcéj ziemi nie chciano.
Czarném sukném pookrywane wozy te, ciągnęły za obozem jak nieustanne klęski i strat przypomnienie. Kto spojrzał na nie, ściskało mu się serce, a wielu mruczało, że gdy się daléj posuną i ich ten sam los spotkać może.
Tak wojsko Henryka i Czesi, wlokąc się niechętnie, coraz urywane po bokach i niepokojone przybyło na szerokie pola pod Wrocławiem. Tu się położyć miano dla wypoczynku, bo żołnierz był i znużony i zniechęcony, a Bolesława oddziały coraz bliżéj, gęściéj, śmieléj nacierały.
Zabierano się wrzekomo do oblegania grodu, w istocie nie wiedząc co czynić, bo o odwrocie więcéj myślano pono, niż o dalszym pochodzie, gdy nowy cios dotknął wojska sprzymierzone.
Z rodziny Wrszowiców, którą Światopług w Czechach wytępił, rozkazawszy zamordować Mutynę, Unisława, Domasława, Wakułę, Krasę, Neceszę, Borzytę — uszło kilku do Polski. Z dawniéj tu osiadłych Wrszowców był przy Bolesławie Jan, syn Czystego, człek w sile wieku, męztwa wielkiego, który o zgnębieniu rodziny swéj krwawo wymordowanéj słysząc, zemstę poprzysiągł Światopługowi. Jan ten, gdy się Skarbimierz do cesarza wybierał, potajemnie się przyłączył do jego orszaku. Nie zważał nań nikt, aż gdy się już od-