Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Palatynie — rzekł do niego głosem łagodniejszym — napróżno staracie się umniejszyć znaczenie wasze, a skromnym się czynicie posłem. Wiedzą ludzie jak u swojego pana stoicie i że wiele nad jego umysłem możecie. Czyńcie, proszę, co dla pokoju i zgody potrzebne, my wam zawdzięczyć potrafiemy.
To mówiąc cesarz zwrócił się ku głębi namiotu, gdzie stały skrzynie jego podróżne, naładowane srebrem, złotem i klejnotami i ku nim Skarbimierza poprowadził.
— Nie sądźdcie — rzekł — abym był tak waszych trzechset grzywien pożądliwy, albo na zdobycz chciwy. Mam bogactw podostatkiem. Nie żałowałbym ich dla czci korony mojéj. Patrzcie — dodał wskazując na otwarte skrzynie — to są tylko moje podróżne zapasy, a jest tego pewnie przecie więcéj niż u was??
Skarbimierz, któremu ta mowa, sam na sam w cztery oczy rozpoczęta przez Henryka, zdała się pokuszeniem o przekupienie go, zarumienił się i zafrasował, zburzony, wahając co odpowie.
Myślał, jakby pogardę dla tego złota miał okazać, gdy oko jego padło na ów pierścień, na te czasy kosztowny i drogi, który miał na palcu. Szybko zdjął go z ręki i z uśmiechem, w silnéj dłoni łamiąc go na dwoje, zawołał do skrzyni rzucając.