Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z wojskiem cesarskiém posuwał, aby go nie tracić z oczów.
Miał Groicz sposobność w podróży porównać wojsko swe z temi, których teraz ujrzał przed sobą. W porównaniu do cesarskich, Polacy, nawet Zemła, który oddziałem dowodził, niepocześnie byli uzbrojeni i nieobarczeni żelazem. Ale lud był krzepki, ochoczy, wesoły, silny i odważny.
Żadnego z nich prawie nie było, któremuby coś nie brakło, jeden rękę miał na pół odrąbaną, drugi twarz przepłataną, inny nogę krótszą od rany, niektórzy kresy na policzkach, oczy powybijane, wargi porozcinane. A ludzie byli młodzi lub średniego wieku. Owych misternych koszul żelaznych plecionych, których zaczynano używać, nie widać na nich było, ni zbyt osobliwego oręża. Hełmy stare z nosami żelaznemi, u drugich i skórzane szłyki z obręczami, pancerzyska ledwie ochłapy.
Sam wódz lekką łuskową zbroją był okryty, i to nie żelazną ale z rogu wyrobioną, wielu ze skór grubych polepione mieli kaftany. Oszczepy ciężkie, grube, proce ladajakie, miecze staroświeckie krótkie, obosieczne, łuki niewykwintne, kołczany z łubu lipowego. Pięknego pozoru to nie miało, mizernie się wydawało gościowi, ale w tych łachmanach i rupieciach ludzie siedzieli straszni.
W podróży cisnął któryś toporem na zwierza i ubił go nim.