Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakby do nowego szturmu. Wojsko podstępowało zwolna ku murom, nie z wczorajszym wrzaskiem i trąbami, ale opieszale, ociągając się, oględnie.
Wprzódy jeszcze cesarz woźnego swego (Herolda) posłał z rogami do bramy, aby do poddania się wzywał. Zdawało mu się, że zakładnicy do niego nakłonią. Gdy woźny zbliżywszy się trąbić kazał, długo się nikt nie ukazywał. Wystąpił potem na wyżki stary człek, którego Wojsław posłał dla tego, że się mógł dobrze z Niemcem jego mową rozprawić.
Ujrzawszy go woźny cesarski, podniósłszy głowę, ręką rzucając, wołać począł.
— W imię jego cesarskiéj miłości, pana mojego Henryka, wzywam was, abyście się wnet nie mieszkając poddawali, nie chcieli swéj zguby zniszczenia i śmierci.
Szlązak, którego Wojsław posłał, człek osobliwy, nienawiele się zdał rękami, ale język wyprawny miał jak najlepsza skóra.
— W imię jego królewskiéj miłości pana naszego Bolesława — zawołał — wzywam jego cesarską miłość Henryka, aby od naszego grodu ustąpić raczył. Skarbów nie mamy, żywności ino tylko, co na nasze gęby, a o strachu téż u nas nic nie słychać.
Woźny, który orła miał wyszytego na kapie piersi okrywającéj, uczuł się tą mową strasznie dotknięty.