Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domiony i co z zakładnikami uczynić mają, i że szturm będzie straszliwy.
Na każdéj połaci starszyznę poustawiał ze swéj ręki, przysięgę pobrawszy z niéj, że umrzeć każdy raczéj gotów, niżeli wrota otworzyć. U wyłomów, uchowaj Boże, choćby je trupami zawalać przyszło, stać mieli jak mur.
Nazajutrz rano, Niemcy jeszcze przysposabiali swe machiny, obchodzili mury, najgrawali się, odgrażali, gotowali, a kusznicy i łucznicy przeciągali kupami, aby siłę swą okazali.
Cesarz sam na koniu wyjechawszy, patrzał i rozkazywał. Rozwinięto całą siłę ażeby oblężonych nią przestraszyć.
A na murach stali ludziska licho poprzyodziewani, jako tako zbrojni, niepozorni, gdy wojsko Henrykowe w całym blasku i majestacie przeciągało. Ogromna mnogość tego ludu, rozmaite jego uzbrojenie, straszliwe hełmy grafów, najeżone rogami, głowy zwierząt i rozmaitemi godły, świetne ich pancerze, ogromne dzidy Sasów, Frankijskie oszczepy, chorągwie i chorągiewki panów, które lasem stały u namiotów, nadewszystko poczwarne owe tarany, które miano pod mury i bramy zataczać, ogromne kusze i łuki strzelców mogły przerazić załogę poza nadwerężonemi i tylko co polepionemi na nowo murami i wały stojącą.
Ale na czele mieszczan stał Wojsław i gro-