Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojsław westchnąwszy ciężko, zakładników ofiarował.
Z tém sam niechcąc stanowić, hrabia Wacek do cesarza jechał. Światopług i wszyscy dowódzcy wołać zaczęli.
— Wziąć zakładników! z pomocą ich łatwiéj gród zdobędziemy! Wziąć rękojmię a dać im dni kilka, i naszym się z pochodu utrapionego spoczynek należy.
Śmiano się z wielkiéj Głogowian prostoty.
Wieczorem czterech młodych mieszczan z rękami w kieszeniach, głowami spuszczonemi szli jako na stracenie do obozu. Przyrzeczono im słowem cesarskiem, że wrócą cali, jeżeliby Bolko odmówną dał odpowiedź, ale sobie tak lekceważono Polaków, że im wiary dotrzymywać nikt nie myślał.
Dziczą ich przezywano jak zawsze.
Zaledwie Głogowianie: Patarz, Surma, Łowiec z Wojsławowym synem ukazali się ku obozowi dążąc pod strażą, gdy Zbigniew przeciw nim poskoczył. Chciał ich zabrać, aby jednać sobie i grozić. Dano mu pod straż zakładników. Młodzi słuchali go mówiącego z głowy odkrytemi, patrzali po sobie, a na pytania i namowy nie odpowiadali. Jeden drugiego w bok potrącał, wzdychali, stękali, głaskali głowy, łamali palce, kłaniali się i milczeli.
W obozie cesarskim uradzono, aby czasu nie tracąc zacząć budować tarany do bicia ścian