Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że cesarz odpowiedź tę odebrawszy, z gniewu wielkiego straszliwie się zaklął, iż choćby niewiedzieć wiele ludu miał stracić, pomści zuchwalstwo, i do posłuszeństwa przymusi.
Bolko się już nie spodziewał czego innego, tylko wojny; póki czas, zamki opatrywano, osady w nich pomnażano, ściągano ludzi, król nie odpoczął na chwilę, nie odetchnął. Czekano.
Gońce szli od granic. Oto idą, oto już ciągną.
Straszono, że jak mrówia było rycerzy przy cesarzu, w żelazo od stóp do głów okutych, że na kopytach ziemię rozniosą.
Bolko ze Skarbimierzem stanęli w lasach. Wierne posły krążyły wszędzie i znać dawały.
Jesień już była późna, gdy dano znać do obozu króla, że cesarscy i Czesi granice przeszli i w targnęli na ziemie szlązkie, a Zbigniewa widziano jako przy cesarzu nieustannie był ze swą gromadką służąc mu za przewodnika.
Henryk V spodziewał się u granicy z wojskami Bolesława spotkać i stoczyć bitwę. Żołnierz jego ciężki, uzbrojony potężnie, daleko lżéj zbrojnego żołnierza polskiego zgnieść mógł łatwo. Śmiano się zawczasu z tych na pół nagich ludzi, których jak wróble na żelazne dzidy nadziewać miano. Po drodze cesarzowi przypadł naprzód Bytom, ale ten warowny był, zamknięty, mocno opasany dokoła; długoby się o niego dobijać przyszło, chcąc zdobywać. Oblewały go zewsząd