Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Takżeśmy to już zrozpaczyli o sobie? — odezwał się król oglądając do koła.
— Cesarz! — rzekł Spicymierz — cesarz ci to jest! Niemców ma wszelakich z sobą, Włochy i lud różny, Sasów, Franków, Bawarów, Czechów, a myśmy sami jedni, bo Ruś choćby chciała nie rychło nabieży. Koloman téż mało albo nic nie pomoże.
Inni radzili do Zbigniewa słać za pośrednictwem arcybiskupa, znowu mu ofiarując Mazowsze.
Drudzy do Światopługa chcieli się udać, sprawy Borzywoja się wyrzekając, którego król na tron prowadził.
Rady były rozmaite. Niestało już w Czechach możnych Wrszowców, którzyby się teraz byli przydali królowi. Ostatni z nich zbiegli do Polski, a innych krwawo, nielitościwie wyrzezano.
Za przekupieniem cesarza najwięcéj obstawało. Król słuchał, bawił się pasem swojego miecza i milczał.
Z twarzy mu mogli wyczytać, że ani się wykupywać nie zechce, ani ukorzyć. Gdy wszyscy się uciszyli, podniósł głowę i głos zabrał Bolko.
— Mili panowie moi — rzekł — wojsku cesarskiemu i Czeskiemu wstępnym bojem nie podołamy. Ale czyż tylko na ten jeden sposób wojować można? Nauczyli nas Pomorcy, a i dawniéj nieraz bywało za króla Bolka Wielkiego, żeśmy się obraniali, jako psi niedźwiedzia z bo-