Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skupa, po lewéj teścia, jako zwyciężca, przy odgłosie trąb na zamek wjechał.
Na spotkanie jego wyszedł téż i Wojsław, tylko co z ciemnicy wypuszczony, a z nim jego drużyna. Z radością wielką wszyscy prosto od bram poszli do grobu św. Wojciecha z dziękczynieniem.
Starego arcybiskupa, który stale Zbigniewowi sprzyjał, nie było na stolicy, chciał się bronić w Spicymierzu staruszek, ale tu Baldwin biskup pośredniczył.
Natychmiast ledwie zająwszy Gniezno, ciągniono na Łęczycę, poddawały się zamki po drodze, osadzano w nich starostów i pochód jednym był tryumfem.
Zbigniew niewiedząc gdzie się schronić, zamknięty w małym gródku nad Wisłą, losy swe przeklinał i trwożył się o przyszłość. Ale obrońców miał i opiekunów w panach duchownych, w arcybiskupie szczególniéj, który całkowitego wydziedziczenia dopuścić nie chciał. Starszyzna Bolkowa, wojewodowie, Magnus, Skarbimierz, Żelisław głośno się domagali co najmniéj wygnania zdrajcy, jątrzyli nań brata, przypominali ile lat wichrzył i jak niebezpiecznym było przy najmniejszéj zostawić go władzy. Niektórzy wprost się dlań śmierci domagali, aby wygnany z sąsiadami nie knował i nieprzyjaciół nie podburzał. Już w czasie zwycięzkiego pochodu, poseł arcy-