Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czas jakiś będzie można i może doczekać odsieczy?
Zaledwie pod wrota podszedłszy, Bolko, wedle obyczaju swego, kazał z rogami iść ludziom i otrąbić wzywając do poddania.
Nie odpowiedziano na zawołanie, owszem tu i owdzie strzały puszczono ku oblegającym. Nazajutrz nakazano do szturmu się gotować, lecz że wojsko wypocząć potrzebowało, mało co dnia tego przedsiębrano. Wzajem tylko łajali się ci, co na wałach stali z temi, co je opasali, odgrażano się, kamieniami ciskano i dzień zszedł na przygotowaniach.
Lecz Benno mając czas się rozmyśleć, a może i dostać języka, zwątpił nieco o sobie. Dał mu znać przybyły ukradkiem człek, że Zbigniew był już za Wisłą, a inne zamki wszystkie wpadły w ręce Bolkowe. Nie mając więc ochoty stawić karku na szturm, przy którymby opór życiem przypłacił, Benno naradziwszy się ze swemi, powołał do wrot na rozmowę starszyznę.
Postanowił się układać.
Bolesław powiedzieć mu kazał tylko, że ma wrota otworzyć i poddać się nie mieszkając, bo innych układów nie dopuści.
Naówczas Benno zażądał rękawicy od księcia na znak łaski i przebaczenia, a gdy tę mu przyniesiono, pocałowawszy ją sam wyszedł na spotkanie księcia, który po prawéj ręce mając bi-