Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wczasu téż złaziła się wszelka gawiedź weselna gędźbiarze z gęślami, kobzami i lirami, guślarze, śpiewacy, błazny i wesołki.
Ludzie ci żyli z wesel i chodzili z jednych na drugie, bo się bez nich obejść nie było można, bez ich piosenek, pogadanek, zagadek, żarcików, wróżb, któremi gości zabawiać było ich obowiązkiem.
Krewni i drużbowie przybywali téż zawczasu, mieścili się po kątach, aby nie zawadzać nikomu i pracowali pospołu z dworem swoim, aby na dnie uroczyste, wszystko się przygotowało jak należy.
Chociaż to był początek jesieni, pory w któréj zwyczajnie odbywały się wesela, bo dostatek w gumnach był największy, drzewa jeszcze stały z zielenią i liśćmi, znalazło się jéj dosyć na powyścielanie dróg, obwieszenie i ustawienie budowli, do których i nowiutenki kościółek należał.
Duchowni temu połączeniu dwóch obrzędów poświęcenia kościoła i wesela nie bardzo byli radzi, ale trudno było odmówić człowiekowi, który swoim kosztem wzniósł dom Boży i w nim się błogosławieństwa na życie nowe dopraszał. Mruczano, że weselne szały nie dobrze się godzą z poważnym obrzędem i gody nie przystały tam, gdzie się Bogu święci chram nowy; lecz biskup nie przeciwił się, duchowni téż zmilczeli.