Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikogo naówczas od wrót domu nie godziło się odpychać, a kto zasłyszał o godach wlókł się na nie zdaleka, aby się napił i nakarmił do syta. Nie miał kto innego podarku dla nowożeńców, przywoził z sobą pieśń, błaznowanie, wesołość na wymianę, drudzy gusła i wróżby. Do bogatszych władyków zjeżdżały się ziemie całe, każdy z liczną drużyną, im kto majętniejszy, tém z większym dworem. Gdy pan młody rad był miesiąc cały trzymał gości.
Na osiem dni przed weselem ludzie się już ściągali, mniéj nad drugie tyle po ślubie trzymać się niegodziło. Gdy obrzędy kościelne połączyły się późniéj ze starym obyczajem, wesela stały się uroczystsze jeszcze, a nie mniéj huczne. Duchowieństwo na wiele zabytków starzyzny przez szpary patrzało; dużo pozwalało się czasu takich ślubowań, co gdzieindziéj surowo broniono.
Niemal na saméj granicy siedział Skarbimierza powinowaty młody Niemir, który w królewiczowskiéj drużynie służył, a Żelisława Beliny córka zań wydaną być miała. Wszystkie te rody były w łaskach i zachowaniu u Bolesława, gdy Niemir przybył prosić o pańskie błogosławieństwo, rzekł mu śmiejąc się królewicz i uderzając go po ramieniu.
— Wojny na czasie nie mamy. Pomorcy popłoszeni cicho siedzą, czemuż i mnie na gody nie wezwiecie?