Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia wyzwolił. Odmówił przyjęcia na dworze i natychmiast udał się do biskupa.
Marko wnet za nim wysłany, wzajemne z sobą prowadził dary, wór futer kosztownych i bryły złota. Na biskupstwie opowiadać znów musiał Skarbimierz całą wyprawę szczęśliwą, żywe na sobie okazując jéj ślady, bo kilkakroć był ranionym.
Sobiejucha wzdychał i ręce łamał, bo się czego innego spodziewali i pragnęli. W kościele nazajutrz uroczyste dziękczynne odprawiało się nabożeństwo.
Drugiego dnia rano, gdy Skarbimierz miał jechać, wiedzieli już ludzie jego, że owych chłopców dziesięciu, potajemnie bez okupu Pomorcom odesłano.
Tak dalece pilno z tém było Zbigniewowi, iż nawet odjazdu posła nie czekał.
Bolesława zastał Skarbimierz we Wrocławiu odpoczywającego, wojsko téż po ciężkiéj wyprawie potrzebowało wczasu. Pośpiech, walka, powrót łupem obciążonych zmogły i znużyły. Lecz lud to był młody i krzepki, po największém znużeniu prędko się dźwigający, tak, że w kilka dni, gdy król do obozu swego pojechał, nie znalazł już prawie śladu na ludziach szalonéj owéj wycieczki, o któréj starsi rozpowiadając, mieli ją za niepodobną do wiary.
Po obozie rozlegała się pieśń owa, którą so-