Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W bramach walczyły jeszcze dwa pułki Skarbimierza i Żelisława chcąc się dostać do wnętrza miasta; lecz oprzytomniała ludność chwyciwszy broń przystępu broniła tak rozpaczliwie i zajadle jak ci co padli w gruzach świątyni.
Trzy razy rozbiwszy tłumy wparł się Skarbimierz do wnętrza i trzykroć został wyparty tym murem ludzi, wśród którego i trupy, niemogąc paść, drogę tamowały, popychane przez żywe masy co je ściskały dokoła.
Wśród płomieni, rzezi, wrzasku Bolko obiegał gród szukając wnijścia, zbierając rozpierzchłych ludzi...
Boj ten dziki, krwawy, szalony, przedłużał się dzień cały, trwał do wieczora. Nie było już nadziei zdobycia grodu samego, kazał więc królewicz w rogi dać hasło do odwrotu, na zbór rozpierzchłym.
Lękać się było można, aby poganie klęską do rozpaczy przywiedzeni, nie wybili się z przeważną siłą z miasta i nie rzucili na oblegających.
Świątynia obalona, złupione i zniszczone przedmieścia, ogromna liczba niewolnika, bogaty łup płaciły za wyprawę, siały trwogę imienia Bolesławowego u pogan.
Cel był choć w części osiągnięty.
Długo napróżno nawoływano do odwrotu; wśród wrzawy i trzasku płonących domostw, rogów słychać nie było, dymy zasłaniały chorągwie,