Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 012.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kryły wnętrze świątyni urwana padła na głowy tłumu i po za nią ukazał się olbrzymi posąg trój głowy, cały blachami złotemi obity, u którego stóp na kamiennym ołtarzu płonął ogień na pół już przygasły.
Na słupach i w głębi na tylnéj ścianie wisiały oręże kosztowne, tarcze, zbroje i hełmy, stały oszczepy stosami, połyskiwał złoty i srébrny sprzęt świątyni.
Cisnąc przed sobą starców i niewiasty krzyczące, obalając je pod nogi, żołnierze wpadli do środka. Tu już nie bój ale rzeź się poczęła, bo nikt nie ustępował, nie chciał poddać się żaden. Leżący na ziemi nożami rozcinali brzuchy koniom, kaleczyli tratujących ich ludzi, czepiali się jak pijawki i ciągnęli za padającemi. Póki stało w nich życia, do ostatniego drgnienia bronili swojego Boga i chramu.
Krew ciekła z progów dokoła, po trupach i dyszących jeszcze ciałach iść trzeba było do posągu, i kilku ludzi drągam i naparłszy z tyłu zrzucili go z podstawy na któréj był wzniesiony.
Olbrzymi bałwan z trzaskiem obalił się na ziemię i padając na ciała kupami leżące przed nim, zgniótł je aż krew z nich trysnęła.
Pół świątyni zalegał kloc ten drewniany, który z blach odzierać poczęto. Jedni chwytali zbroje ze ścian, włócznie i stanice poświęcane, drudzy dobywali się do podziemnego skarbca świątyni,